6.8.13

Zalety pracy w fastfoodzie? Chyba żartujesz...


Czy tego typu praca ma w ogóle jakieś zalety? Jakim cudem klepanie hamburgerów i stanie przy kasie może być rozwijające? Może. W zależności od podejścia, może być koszmarem i traumą albo, tak jak w moim przypadku, naprawdę cennym doświadczeniem i porządną szkołą życia. Każdy powinien spróbować.


źródło: google.pl

Młoda, zdolna, energiczna

Gdy tylko skończyłam 18 lat, poleciałam do pierwszego po drodze McDonald's i wypełniłam formularz. W międzyczasie szukałam czegoś innego, ale to oni oddzwonili jako pierwsi.

Były wakacje, gorąco, tabuny ludzi do obsłużenia - mój pierwszy dzień. Szok. Po powrocie do domu myślałam, że się rozpłaczę, taka byłam wykończona. Wzięłam się szybko w garść i zostałam na dłużej. 

Studiując dziennie nie miałam zbyt dużego wyboru, ani czasu na przebieranie w ofertach i szukanie tej wymarzonej pracy. Przyzwyczaiłam się do ciężkiej harówy, więc na pewien czas dałam sobie spokój z poszukiwaniami.

Nic nie cieszy tak jak pierwsze naprawdę ciężko zarobione pieniądze.

Zabawiłam tam rok, ale nic nie trwa wiecznie. W końcu zaczęłam się dusić. Po liceum zrobiłam sobie roczną przerwę przed studiowaniem i wyjechałam do Warszawy. Znalazłam pracę, którą naprawdę lubiłam, i która w porównaniu z makiem była odpoczynkiem.

Ale...

dostałam się na studia w rodzinnym mieście i po wielu wątpliwościach wróciłam. Tak naprawdę nie musiałam pracować, nikt mnie do niczego nie zmuszał i nie "trzymał noża na gardle".

Jednakże,

swego rodzaju niezależność jaką dają zarobione pieniądze uzależnia. Szukałam, szukałam, coś tam znalazłam, ale stawki jakie proponują studentom są i były niedorzeczne, więc wróciłam do korzeni. W maku przyjęli mnie z powrotem z otwartymi ramionami. Czułam się jakbym nigdy stamtąd nie odchodziła. Zostałam do końca studiów. Teraz wiem, że było to dobre rozwiązanie. Bardzo elastyczny grafik i płatny urlop są czymś bezcennym dla studenta.

 

Starsza i nie taka energiczna

Drugi kierunek, nowy etap, nowa praca. Tym razem Subway. Szybki awans, jeszcze cięższa praca i lepsze pieniądze. Kolejne kilka lat. Koniec studiów i koniec pracy. Już nigdy nie wróciłam do fastfoodu.

 

Bilans zysków i strat

O ile co do strat można się domyślić, w skrócie - częściowe zaniedbanie szkoły, życie towarzyskie schodzi na dalszy plan, problemy z kręgosłupem, poczucie straty czasu w mało rozwijającej pracy itp., o tyle zyski nie są już tak oczywiste.

Mając inny wybór, na pewno wybrałabym ciekawszą, lżejszą i bardziej przydatną pracę. Ale nie miałam. Mimo wszystko nie żałuję. 

źródło: natemat.pl
Co zyskałam? Przede wszystkim nauczyłam się szanować pracę innych. Bez znaczenia czy jest to kelner, nauczyciel czy lekarz. Jak nigdy przedtem doceniłam wartość pieniądza. Każda przepuszczona na pierdoły złotówka teraz wywołuje uczucie dyskomfortu. Wydaję z głową, staram się planować. Nauczyłam się cierpliwości i asertywności, których mi brakowało. Problematyczni klienci okazali się wspaniałą okazją do treningu w sztuce argumentacji. Pokonałam chorobliwą nieśmiałość, która od zawsze mnie ograniczała i utrudniała życie. Znalazłam sposób na efektywne zarządzanie czasem. Nigdy się nie nudzę i celebruję każdą wolną chwilę, bo jest ich teraz tak niewiele. Z konkretnej bałaganiary ewoluowałam do pedantki z obsesją czystości. Obecnie sprzątanie i porządki są dla mnie formą odpoczynku. Poznałam wspaniałych ludzi, głównie studentów. Nawiązane przyjaźnie trwają do dzisiaj i nie wyobrażam sobie bez nich życia. I najważniejsze, dyscyplina, której ode mnie wymagano paradoksalnie pomogła mi określić pewne granice. Dzisiaj wiem ile mogę wytrzymać i do czego jestem zdolna gdy czegoś bardzo chcę. 

Mogę tak pisać i pisać. Brzmi jak reklama. Ale wierzcie mi, wcale nią nie jest. Mimo, że już nigdy nie wrócę do gastronomii, cieszę się, że miałam możliwość w tej branży pracować. Był to wielki krok w kierunku samodoskonalenia. Nie zmienia to w żaden sposób mojej opinii o polityce "food chains". Spece od marketingu wciskają nam sieczkę, nazywaną jedzeniem na każdym kroku, ale nie o tym tu mowa.

 

Nie dla każdego?

Błąd. Absolutnie dla każdego. Szczególnie McDonald's. Wszystkiego można się nauczyć, a to czego się naoglądałam przez te lata jest tylko potwierdzeniem mojej tezy. Od nierozgarniętych, poprzez upośledzonych aż do ludzi po pięćdziesiątce. Pracować tam może każdy kto umie mówić i potrafi utrzymać postawę pionową przez 10 godzin. Gdy się nie spodoba, zawsze można odejść.

Studiujesz, chcesz dorobić, lub po prostu od dłuższego czasu nie możesz znaleźć żadnej pracy, nie zastanawiaj się tylko spróbuj. W międzyczasie szukaj czegoś innego. Na pewno na tym nie stracisz. I nie słuchaj gadania "dobrych znajomych", którzy nie mają pojęcia o czym mówią i nigdy nie znajdą się na Twoim miejscu. Nie ma lepszego miejsca na hartowanie osobowości.

Atka

1 komentarz:

  1. Praca w sieciówkach uczy nas przede wszystkim kontaktu z klientem. Jest to bardzo ważna umiejętność, która na pewno przyda się w późniejszym rozwoju zawodowym.

    OdpowiedzUsuń